Godzinę temu wróciłam z kina.
Najpierw chciałam przeczytać książkę, nie zdążyłam, za wcześnie film wszedł na ekrany naszych kin.
Zawsze intrygowała mnie postać Coco, tak więc wypsikana moimi ukochanymi Mademoiselle, w doborowym towarzystwie o 21.45 zasiadłam w kinowym fotelu.
Warto było !
Zgrabnie opowiedziana historia kontrowersyjnej, odważnej i nibywałej jak na tamte czasy kobiety. Film głównie nakreśla nam postać Gabrielle, zanim stała się uznaną projektantką. Widzimy, jak szukała sposobu na siebie, jak czuła, że będzie kimś wielkim i jak to przeczucie wyznaczało Jej azymuty. Nie pokazuje nam Jej sławy, bogactwa i imponującej kariery.
Pokazuje kobietę, której dane było spotkać prawdziwą miłość, której została wierna do końca ...
Bardzo polecam, od dziś moja fascynacja Mademoiselle Coco ma mocniejsze fundamenty.
A teraz z innej beczki, u Oriki/Rudlis urodzinowe słodkości oraz korale do zgarnięcia w Galerii Kameleon.