Godzinę temu wróciłam z kina.
Najpierw chciałam przeczytać książkę, nie zdążyłam, za wcześnie film wszedł na ekrany naszych kin.
Zawsze intrygowała mnie postać Coco, tak więc wypsikana moimi ukochanymi Mademoiselle, w doborowym towarzystwie o 21.45 zasiadłam w kinowym fotelu.
Warto było !
Zgrabnie opowiedziana historia kontrowersyjnej, odważnej i nibywałej jak na tamte czasy kobiety. Film głównie nakreśla nam postać Gabrielle, zanim stała się uznaną projektantką. Widzimy, jak szukała sposobu na siebie, jak czuła, że będzie kimś wielkim i jak to przeczucie wyznaczało Jej azymuty. Nie pokazuje nam Jej sławy, bogactwa i imponującej kariery.
Pokazuje kobietę, której dane było spotkać prawdziwą miłość, której została wierna do końca ...
Bardzo polecam, od dziś moja fascynacja Mademoiselle Coco ma mocniejsze fundamenty.
A teraz z innej beczki, u Oriki/Rudlis urodzinowe słodkości oraz korale do zgarnięcia w Galerii Kameleon.
5 komentarzy:
Aaa ja tez na to chcę iść do kina :)
Po takiej recenzji chce się iść do kina. Zazwyczaj to mężczyżni wyznaczają zakręty historii, czesto negatywne. Coco przetarła kobietom nowy szlak do wiary we własne siły, zeby zrzuciły gorset dosłowny i mentalny.
Mademoiselle to również mój ulubiony zapach.
Postać fantastyczna niestety moje odczucia co do filmu mieszane. Przepiękne zdjęcia niezła konwencja i kreacja ale akcja płytka i liniowa.
Film mnie rozczarował, w życiu Coco było wiele istotnych faktów które pozwoliły jej zaistnieć i które przemilczano. Nie tylko bycie metresą.
Inuś, gdzie Ty się podziewasz??? Tęskno mi za Twoimi pracami i tekstami :)
Buziole
Dzięki! Teraz już NA PEWNO wybiorę się na ten film... :)
Prześlij komentarz